Archiwum październik 2004, strona 1


paź 09 2004 2 ostatnie dni
Komentarze: 5

jak juz pisalam, wekend rozpoczal sie do mnie w srode wieczorem

od tego czasu spedzielam dwa mile, bardzo mile i baaaaaardzo meczace dni =)

c z w a r t e k
spalam sobie do 10 =) ok 12 przyszly po mnie Ola i Magda i poszlysmy do LO 1 w Rumi, fajnie bylo, duuuuzo znajomych tam spotkalam =) pozniej na odslonieciu pomnika byla taka mala zwalka, bo poza tym ze bylo nudno, to jeszcze musialam tam stac na obcasach  ale potem podjechal po nas autokar i zawiozl pod kosciol (w normlanych butach idzie sie z pod pomika do kosciola ok 10 min, ale wladze miasta zamowily autokar ) nastepnie byla msza, podenerwowalam sie, przeczytam sobie (podobno dobrze) no i troche sie pomeczylam z moja spodniczka i buciakami na obcasach... bo siedzialam w pierwszej lawce i mialam problem z siedzeniem tak, zeby nic mi nie bylo widac a pozniej jeszcze wiekszy w ukleknieciem... ale jakos przeżyłam  potem szybciutko pobiegłam do domu sie przebrać i na uroczystą sesję... ale sie wynudziłam... ale co tam  nawet chyba z raz powiedzieli o MRMR  później był pokaz fajerwerków  jej jakie wypsione były =)

a na końcu był koncert Elektrycznych Gitar i było chyba z 5 moich kolezanek i fantastycznie sie bawiłam  szalałyśmy po całej murawie na stadionie i było bosko

 

p i a t e k - w y j a z d   i n t e g r a c y j n y
niestety musiałam wstać wcześnie bo jechalismy na wycieczkę  do lasu  ale co tam  bylo warto  klasa sie bardzo zintegrowała i bardzo ich polubiłam (prawie wszystkich ) na początku było trochę nudnawo, strzelaliśmy z łuku, później jeździlismy na rowerach (rozwaliłam sobie spodnie) i byliśmy na pontonach (ja nie pływałam) i było mało beki... ale duzo sobie ze wszystkimi gadaliśmy i takie tam, na obiedzie też nudy, później trochę zwała na niby otrzęsinach, które sie nie odbyły, bo chłopacy z mat-fiz pobili jednego kolesia z samorządu... ale my poszlismy sobie na kolejny postuj i tam była fantastyczna beka  była taka śmieszna zabawa, że mamy ok metrowy słupek, przykładamy go sobie do czoła i do ziemi, tak ze jesteśmy pochyleni i kręcimy sie w kółko 10 razy (każdy pojedynczo) i po tych 10 obrotach trzeba było wstać i pobiec w stronę innego słupka, okrążyć go i wrócić  niby banalnie proste, ale jak kręcisz sie z pochyloną głową to jak wstajesz to cały świat tańczy z tobą  ludzie sie przewracali, mieszały im sie nogi, nie wiedzieli w którą stronę mają biec  i była beka  chłopacy mówili ze to lepsze niz jaranie  ja sie chyba przy 8 obrocie przewróciłam i zupełnie nie wiedziałam co sie dzieje, siedziałam na tyłku i świat mi falował, Kuba próbował pomóc mi wstać, ale nogi mi sie plątały, wszyscy sikali z beki  następnie była kolejna zabawa na poziomie 1 klasy dobrego LO  dobraliśmy sie w pary, jedna osoba była koniem, druga indianinem. wszyscy saliśmy w kółku. na komendę indianie na koń, ci co byli indianinami wskakiwali na konie, na komendę indianie z koni, ci co byli indianinami zeskakiwali, biegli do okoła całej grupy, przełazili miedzy nagami konia i wskakiwali znowu na konia  który indianin wskoczy ostatni odpada ze swoim koniem. ja byłam koniem Oli i odpadłyśmy w pierwszej rundzie, bo zaczęłyśmy sie śmiać  największa beka była z Izy, bo jej koń, Mariusz, za mocno sie pochylił i Iza poprostu go przelaciała  ostatnia zabawa była najbardziej kontaktowa  bylismy w dwóch grupach, jedna grupa (na poczatku moja) była bombą i musiala sie trzymac razem, w jakikolwiek sposob, a druga, saperzy, musieli nas rozrwac i przeniesc/przeprowadzic na jaies tam miejsce  jak glupie dzieci bilismy sie, przewracalismy sie nawzajem i tarzalismy sie w trawie  bylo fantastycznie  mnustwo beki bylo przy tym  na ostatnim postoju byly pieski  musielismy je przywiazac do zaprzegu i rozwiazac krzyzowke, byla tam jeszcze pajeczynka, ale to takie oklepane  jak skonczylismy to znowu zaczelismy sie bic  o czapke  wszyscy mielsimy mnustwo energii i bardzo intensywnie ja rozladowywalismy 
bylo bosko

a jeszcze lepiej bylo jak wracalismy, w autokarze z nami jechala klasa A jak human, której wychowawczynią jest nasza polonistka, juz od początku zaczęliśmy śpiewać i mimo wielu próśb nauczycielek nie przestaliśmy  wszytkie największe hiciory w wykonani przedewszytkim Marcina, następnie Mariusza i Jacka i trochę reszty klasy były fantastyczne  jak my wysiadalismy w Rumi to wszyscy juz chrypieli, zanim dojechali do Gdyni juz pewnie wcale nie mogli mówić  od zabawy z kołkiem niesamowita beka była non top  zapamietałam:


"jest jedna rzecz dla ktorej warto żyć, hip hop, BO NIE TRZEBA SIĘ MYĆ" autorstwa Kuby, który lubi kilamty zupełnie odwrotne niz hip hop

Lady PIANA - Jacka albo Mariusza gdy chcieli zarzucić jakieś piosenki Lady Punk

i oryginalne połączenie Marcina: "Kaśka, Kaśka, piosenkę dla ciebie napisałem.." (z jakiegoś hiciora Ich Troje) i  "Here I go again" Mandaryny "bo teraz śpiewa Mandartyna, Michał juz zakończył karierę"


było suuuuper, te lata w liceum będą fajne, ale itak nadal kocham kochaną3a... naprawdę...


i jeszcze stronka, na której jest napisane trochę o historii Rumi =)
http://gdynia.naszemiasto.pl/wydarzenia/408327.html

dziś idę na dyskotekę do Oratorium i mam zamiar sie swietnie bawić mimo wszytkiego co by sie tam mogło stać
ma też przyjść koleś, który mi sie oświadczył przez GyGy, heheh poznam mojego narzeczonego

m0nisia : :
paź 06 2004 dla mnie wlasnie zaczal sie wekend =D
Komentarze: 9

jutro obchodzimy 50-lecie Miasta Rumi i jako radna MRMR musze wszędzie być i nie ide do szkoly =D no ale za to musze czytac to o czym juz pisalam, stojac tylem do wszytkich ludzi i nadal nie umiem powiedziec Nepomucena =]

w piatek też nie ide do szkoly, bo jedziemy na wycieczke integracyjna =) do lasu =) bedzie zimno i mokro, ale co tam =]

jak wracalam do domu to spotkalam Matiego ze starej klasy... wlasnie wracal z wycieczki integracyjnej swojej nowej klasy, stwierdzil ze bylo wypasnie, lepiej niz z nasza kochana3a =/ mimo calej sympatii do nowej klasy to ja napewno nigdy nie powiem ze bylo lepiej niz z kochana3a....

chyba nikogo mocno nie zdziwi, jak napisze ze znowu probowalam sie zapisac na angielski i znowu mi sie nie udalo... wczoraj i przed wczoraj tez bylam =] z kazda wizyta jestem coraz blizej zaczecia chodzenia na zajecia, ale.... to jeszcze troche potrwa.... gdyby nie to ze na angielskim w szkole sobie nei radze i z pierdol dostalam 2 to juz dawno bym zrezygnowala....

dzis widzialam "moja ulubiona kolezanke" z bylej klasy... AP.... tak mnie zaskoczyla wysiadajac z autbusu jak akurat przechodzialm, ze nawet jej pomachalam... musze przyznac ze nie wygladala najgorzej... oczywiscie z moooooocnym makijazem, ale reszta byla spokojna i calkiem calkiem... zupelnie jak nie ona....

aaaaaaaa......

przed chwila zaczela sie wywiadowka... na ktora pojechal TATA, a trzeba zaznaczyc ze przez cale 10 lat mojej edukacji w podstawowce i w gim tata byl w szkole RAZ =/ napewno bedzie sie czepial o wszytko co babka powiedza na wywiadowce, oczywiscie uwazajac ze wszytko to moja wina i ze to tylko i wylaczenie ja wszytko robie, a w tej klasie jestem naprawde spokojna, nie gadam duzo na lekcjach ani nie zrobilam nic glupiego ani dziwnego....

m0nisia : :
paź 04 2004 ggrrrr...
Komentarze: 5

dzis czwarty raz byłam w szkole salezjanskiej, bo chcę tam chodzić na angielski... kolejny raz nie udało mi sie nic załatwić, kolejny raz nie przyszłam o tej godzinie o której miałam, ale przynajmiej dobrego dnia przyszłam =] ostatecznie stanęło na tym, że mam przyjść albo zadzwonić jutro między 8 a 15, ale ja w tych godzinach jestem w szkole =/ moze jeszcze z 5 razy tam pójde i mi sie uda zapisać na zajęcia =] do trzech razy sztuka to zbyt minimalistyczne dla mnie =p

 

w srode bedzie wywiadowka w mojej szkole... =/
minal miesiac nauki a my juz zostalismy okrzyknięci najgorszą klasą, nauczyciele i wychowawczyni powtarzają że takiej rozgadanej klasy to jeszcze nigdy nie bylo, że nie da sie u nas prowadzić lekcji itd... po kilku incydentach z kilkoma nauczycielkami dyrekcja stwierdziła ze nie pojedziemy na wymianę do Szwecji, my obiecaliśmy ze sie poprawimy, ale dotrzymywanie obeietnic idzei nam tak samo dobrze jak zachowywanie ciszy na lekcjach =]

 

moje oceny wyglądają raczej gorzej niż lepiej...
z polskiego mam 5-, z tego przedmiotu w ocenach idzie mi najlepiej =]
z gegry mam 4, tez całkiem spoko
z francuskiego mam 3 =/ a inni mają lepsze oceny, a umiemy mniej wiecej tyle samo =/ Daniel ma 4,5,5 =/
z bioli mam 4 i 1 z kartkówek, do pierwszej kartkówki sie nic nie uczyłam a do tej dzisiejszej (dziś zrobiła i dzis sprawdziła =/) rylam cale wczoraj (tz siedzialam caly dzien w pokoju i sobie lezalam, spalam i trochę sie uczylam =] ale nauczyłam sie... tak na 3 spokojnie... a dostalam 1.... tak jak polowa klasy....)
z angola mam 1 (za brak zad dom =])

wiecej ocen sobie nie przypominam

wychodza mi same 2 i 3... jejka... co to będzie na pólrocze....

nigdy nie bylo tak zle.. nigdy nie mialam takich slabych ocen... =/

ehhh.. liceum...

m0nisia : :
paź 02 2004 znowu nic
Komentarze: 6

powinnam napisac notke

mam o czym

ale nie umiem tego urbac w slowa...

nie mam sily ani czasu na to....

wiec zamieszcze historyjke ktora wlasnie przypadkiem znalazlam, nie jest zwiazana z tym co czuje i co sie u mnie dzieje, ale itak mi sie podoba =]

"Dwa podróżujące anioły zatrzymały się na noc w domu bogatej rodziny. Rodzina była niegrzeczna i odmówiła aniołom nocowania w pokoju dla gości, który znajdował się w ich rezydencji. W zamian za to anioły dostały miejsce w małej, zimnej piwnicy. Po przygotowaniu sobie miejsca do spania na twardej podłodze, starszy anioł zobaczył dziurę w ścianie i naprawił ją. Kiedy młodszy anioł zapytał dlaczego to zrobił, starszy odpowiedział: "Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają."
Następnej nocy anioły przybyły do biednego, ale bardzo gościnnego domu farmera i jego żony, by tam odpocząć. Po tym jak farmer podzielił się, resztą jedzenia jaką miał, pozwolił spać aniołom w ich własnym łóżku, gdzie mogły sobie odpocząć. Kiedy następnego dnia wstało słońce, anioły znalazły farmera i jego żonę zapłakanych. Ich jedyna krowa, której mleko było ich jedynym dochodem, leżała martwa na polu. Młodszy anioł, był w szoku i zapytał starszego anioła: "Jak mogłeś do tego dopuścić?". "Pierwsza rodzina miała wszystko i pomogłeś im" - oskarżył. "Druga rodzina miała niewiele i dzieliła się tym co miała, a ty pozwoliłeś, żeby ich jedyna krowa zdechła".
"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają" - odpowiedział starszy anioł. "Kiedy spędziliśmy noc w piwnicy tej rezydencji, zauważyłem że w tej dziurze w ścianie było schowane złoto. Od czasu kiedy właściciel się dorobił i stał się takim chciwcem niechętnym do tego by dzielić się swoją fortuną, w związku z czym zakleiłem tą dziurę w ścianie, by nie mógł znaleźć złota znajdującego się tam." "W noc, która spędziliśmy w domu biednego farmera, Anioł Śmierci przyszedł po jego żonę. W zamian za nią dałem mu ich krowę. Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają."

m0nisia : :